Rozdział I
Prezydent przechadzał się po polu bitwy. Szacował straty po wczorajszym starciu sił jego i Smutasa. Po niebie przelatywał odrzutowy samolot pasażerski, gdyż niedaleko było lotnisko. Nagle z warstwy chmur wyłonił się cień z wieloma czerwonymi światłami.
– O nie! – Prezydent co sił w nogach pognał do domu na piętro do swojej stacji radiowej.
Zdał sobie sprawę, że ów cień to statek desantowy Smutasów.
– Ale jak to? Przecież wygraliśmy tamtą bitwę!
Z jednego z dział okrętu wydobywały się smugi laserów. Nagle samolot przechylił się nerwowo w lewo. Z silnika wystrzeliły fajerwerki. Samolot zaczął spadać. Wystarczyło mu jednak mocy, żeby awaryjnie lądować na pustej działce należącej do Prezydenta. Prezydent usłyszał znajomy głos.
– Jdfnjicnfuixdghuidhuidhgdrhgruidt – Prezydent włączył tłumaczenie. Słowa brzmiały: „Spoko, nie zabijemy cywilów, ale chcemy się zemścić za to, że wygoniliście nas ze świata Smutku”. Okazało się, że znajomym głosem był generał Smutold II.
– A na bitwę wysłaliśmy tylko część naszych sił. Teraz atakujemy ponownie. Wielki Smutas nie żyje, ale ja go zastępuję.
Statek zaczął obniżać lot. Otworzyły się klapy w podłodze i ukazały się podwójne działa. Dewastowały ulice. Prezydent zaczął nadawać komunikaty, które były zapowiadane w radiach, telewizjach, smartfonach i we wszystkim, co się dało. Komunikaty brzmiały: „Niech wszyscy wrócą do domów i ukryją się w bezpiecznych miejscach! To nie są ćwiczenia! Zachować spokój! Zasłonić zasłony i zgasić wszystkie światła! To bardzo ważne!”.
Na zniszczoną ulicę wyjechało wojsko. Trzydziestu żołnierzy, pięć czołgów, dwa myśliwce, jeden większy samolot. Zaczęła się jatka! Obie strony strzelały do siebie. Ze statku odpadały kolejne części, na jego powierzchni było widać eksplozje, ale to wcale nie znaczyło, że siły Prezydenta wygrywają. Wręcz przeciwnie. Stracili już dziesięciu żołnierzy, eksplodowały dwa czołgi, a jeden myśliwiec został zestrzelony. Wielki samolot ze swoich skrzydeł wypuścił stada rakiet. Trafiły w bok okrętu, co spowodowało, że szybko zaczął obniżać lot. Ale generałowi to nie przeszkadzało. Kazał strzelać wszystkim dolnym działom. Żołnierze i czołgi zaczęli się wycofywać. Większość z nich zginęła. W zbiornikach statków powstały dziury, przez które wylewało się paliwo. Nie miało to większego znaczenia, do chwili kiedy statek obniżył się na tyle, żeby płomienie zniszczonego oddziału dosięgły zbiorników. Powstała tak wielka eksplozja, że popękały najbliższe szyby. Statek w jednej chwili rozwalił się o ulicę. Kilka minut później przyjechało więcej wojska, cywile wyszli na ulice, zjawiły się ekipy telewizyjne. Otworzył się główny właz na dziobie statku. Zresztą, nie tyle się otworzył, co po prostu odpadł. Wychodzili z niego oficerowie Smutasów z rękami podniesionymi do góry. Od razu zajęła się nimi policja. Prezydent nie miał nic więcej do zrobienia, jak poinformować swoich dawnych przyjaciół – a mianowicie Piotrka, Kacpra i jego mamę – o nagłym zdarzeniu. Zabrał się do pracy. Z grupą naukowców zasiedli przy wielu komputerach, antenach i tym podobnych urządzeniach. Tymczasem Piotrek siedział u Kacpra i rozmawiali o ostatnich zdarzeniach. Ich świat smutku coraz bardziej się zmieniał – było coraz weselej, wszystko było coraz lepsze. Kiedy mama oglądała „Jeden z dziesięciu”, co było codziennością, na ekranie pojawił się wizerunek Prezydenta, który oznajmił:
– Smutasy powróciły. Już nas zaatakowały, ale na razie ich powstrzymaliśmy. Potrzebuję waszej pomocy.
Wszyscy się zgodzili.
– Co mamy robić?
– Na razie czekajcie na portal. Bądźcie w stałej gotowości! – polecił Prezydent. Jesteśmy w stanie przywołać portal. Tak też się stało.
– Na co czekacie, wchodźcie – zachęcał Prezydent. Wskoczyli do przejścia do innego świata.
Wtedy znaleźli się na… niebie! Zaczęli spadać i krzyczeć.
– To już koniec! – zapowiadała mama.
Nagle się zatrzymali, ujrzeli wojskowych, którzy trzymali ich na specjalnej trampolinie.
– Przepraszam, że was nastraszyłem, nie umiemy jeszcze dobrze przywoływać portalu -oznajmił Prezydent.
– Witaj Prezydencie. A więc Smutasy powróciły – rzekł Piotrek.
– Dokładnie, jak widzicie zniszczyliśmy już jeden z ich okrętów, ale to dopiero rozgrzewka.
Wrócili do domu Prezydenta i zasiedli do stołu.
– Dobrze, musimy działać. Jakieś sugestie?
Cisza, pierwszy odezwał się Kacper.
– Macie agencję kosmiczną?
– Oczywiście.
– Więc tak – moglibyście wysłać sondę w kierunku, z którego przyleciał tamten okręt.
– Faktycznie to dobry pomysł. Może polecimy samolotem do siedziby agencji kosmicznej? – zaproponował Prezydent.
– Dobrze – odpowiedzieli bez wahania.
Piotrek, Kacper, jego mama i Prezydent wyszli na podwórko, skręcili na główną ulicę, lecz przejście przez nią było trudne z powodu gigantycznych pęknięć na powierzchni asfaltu. Po pięciu krótkich minutach dotarli na lotnisko. Prezydent podszedł do pracownika lotniska i kupił od niego dla wszystkich bilety w klasie biznes. Zjedli wykwintny posiłek, po czym udali się do samolotu. Kiedy usadowili się w miejscach pierwszej klasy, samolot zaczął kołować. Wszystko przebiegało normalnie. Chwilę potem byli już w powietrzu.
– Co za miły lot! – zachwycał się Kacper.
Nagle samolot się zachwiał i zaczął opadać.
– Co się dzieje? – zapytał sam siebie Prezydent. Wyjrzał przez okno. Z dysz silników wylatywały strumienie ognia. Nie czekając chwili dłużej, Prezydent wszedł do kokpitu i zapytał pilotów o sytuację.
Jeden z pilotów oznajmił: – Straciliśmy dwa z czterech silników. Zrobimy wszystko, by się uratować.
Prezydent zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Kazał wszystkim zapiąć pasy.
Samolot rozbił się. Do kabiny pasażerskiej wleciał dym. Wrak płonął. Prezydent i reszta z trudem otworzyli drzwi. Natychmiast z krzykiem uciekli z samolotu, a Prezydentowi ukazał się straszny widok. Wszędzie wokół było pełno dymu, widział również ciała ofiar. Chwilę później przyjechały karetki i straż pożarna. Jeden z komendantów – strażaków krzyczał: „Uciekajcie! Zaraz wszystko wybuchnie!”.
Ci, którzy przetrwali, zdążyli się ewakuować. Chwilę później silniki eksplodowały. W katastrofie zginęło 128 osób, drugie tyle przeżyło.
Najnowsze komentarze